Ten tekst w mojej głowie (i w sercu) dojrzewał dość długo. Jak wiecie osiągnęłam rodzaj biegłości w zakresie zarządzania projektami i wdrażania funduszy unijnych.
Czym jest wiec dla mnie syndrom Agnieszki?
W mojej trzeciej poważnej pracy – tzn. takiej na etacie – pracowałam jako specjalista ds. monitoringu i sprawozdawczości w firmie, która realizowała projekty edukacyjne. Oprócz liczenia wskaźników do wniosków o płatność pisałam również projekty o dofinansowanie dla tej firmy. Pracując w jednym z liczniejszych w tej firmie działów słyszałam nieustannie o tym, jaka to rewelacyjna była Agnieszka. Zawsze miała od ręki rozwiązanie problemu. Zawsze miała pomysł, jak wdrożyć X lub Y. Zawsze wiedziała, co należy zrobić. Zawsze była przygotowana i nigdy nie słyszano z jej ust słowa „nie wiem”. Siedząc tak codziennie i słuchając peanów na cześć mitycznej Agnieszki (swoją drogą Agnieszka odeszła, bo nie miała już pola do rozwoju i założyła własną firmę) marzyłam o tym, aby kiedyś być taką Agnieszką.
Myślałam o tym co jakiś czas – to był mój zawodowy cel – być taką osobą, która zawsze znajdzie rozwiązanie, która wie, jest podziwiana i pożądana w zespołach projektowych.
To odkrycie przyszło dość nagle, całkiem niedawno i spowodowało, że podjęłam się bloga i jakoś tak łatwiej mi wychodzić do ludzi z branży. Otóż ja przez te 7 lat pracy przy funduszach, grzęznąc po pachy w projektowym bagnie i raz po raz chwytając wodę z pękniętej tamy – ja po prostu stałam się taką Agnieszką. Jestem ekspertem. Znam się na tym. Wiem. Znajduję rozwiązania, wymyślam nowe zastosowania, wdrażam nowe rzeczy. Mam wyobraźnię na tyle przestrzenną, aby połączyć zasoby beneficjenta i wymagania konkursowe a jednocześnie wygenerować dość ciekawe i odpowiadające strategiom unijnym działania projektowe realizujące cele i przynoszące wymierne, oczekiwane efekty.
Ta myśl naszła mnie kiedyś zupełnie przypadkiem – ja już jestem ekspertem. Osiągnęłam poziom Agnieszki. Wiem. Potrafię. Rozumiem. Jestem w stanie wybrnąć chyba z każdej (przynajmniej dotychczasowej) sytuacji problemowej.
Dobrze jest mieć mentora, coacha, kierownika. Dobrze mieć ideał, do którego się dąży – to pomaga w rozwoju, daje motywację. Gdyby nie syndrom Agnieszki, nigdy by mnie tu nie było, nie osiągnęłabym tego, co osiągnęłam. Moje projekty nie dostawałyby dofinansowań i nie można byłoby ich rozliczyć. A tymczasem – JESTEM.
Dziękuję Agnieszko.