Pozyskać pieniądze na projekt to nie wszystko. Pozyskanie środków i zrealizowanie projektu to dopiero początek. Aby utrzymać inwestycję, minimum przez okres trwałości projektu (a okresy te dla inwestycji są nawet 10-cio czy 20-sto letnie) należy wykazać się zaplanowanymi wskaźnikami produktu czy rezultatu osiągniętymi w określonym czasie po zakończeniu projektu oraz, co może bardziej istotne – należy mieć środki na utrzymanie, czyli pokrycie kosztów stałych utrzymania danej inwestycji (obiektu) tak, aby projekt w okresie trwałości osiągną wskaźniki i rezultaty.
JAK TO SIĘ ROBI W POLSCE?
W Polsce nadal odczuwamy skutki i konsekwencje długotrwałego ustroju powojennego i gospodarki centralnie planowanej, gdy „góra” decydowała o całości, a wszyscy mieli po równo (czyli zwykle niewiele, chyba, że mieli znajomości, dojścia, plecy lub potrafili kombinować). nadal brakuje nam piękna, rozwiązań, miejsc, infrastruktury drogowej czy kolejowej. Tak czy inaczej, będąc nadal silnie jedną noga w tamtych czasach, staramy się to nadrobić, a że z tego samego powodu „chcemy się nachapać” skoro mamy skąd, to bierzemy – nad konsekwencjami się nie bardzo zastanawiając. Dlatego pozyskujemy te środki, płacimy firmom grube pieniądze za przygotowanie wniosku i za uzyskanie dofinansowania, czyli przygotowanie dobrego wniosku (ostatnio wyczytałam gdzieś w sieci, że firmy doradcze piszące wnioski liczą sobie od 5 do 10 procent wartości inwestycji w ramach prowizji). Ponieważ wymagania konkursowe są tak skonstruowane, że zakładają kryteria premiujące (za które można dostać dodatkowe punkty na ocenie, co sprawia, że zwiększa się szansa na dofinansowanie) oraz wymagają spełnienia odpowiednich wskaźników, czyli docelowo realizację postulatów unijnej strategii rozwoju. Przy czym, co niezmiernie ważne, za odpowiednio wysokie wskaźniki założone w projekcie można doliczyć kolejne oczka punktowe na ocenie.
JAK TO WYGLĄDA W RZECZYWISTOŚCI PO PROJEKTOWEJ?
Wczoraj w jednym z programów informacyjnych pokazano pracownika filharmonii w jednym z dużych polskich miast, który swoim biegiem z punktu A do punktu B postanowił zwrócić uwagę na to, jak słabo wynagradzani są polscy artyści, pracujący w instytucjach narodowych (a może chciał zaprotestować?). Pan ten powiedział do kamery jedną ważną rzecz: Na zewnątrz mamy piękny odnowiony gmach, a w środku – bieda aż piszczy (nie dosłownie, ale taki był sens wypowiedzi owego pana). I to racja. Uczelnie, szkoły – mimo niżu demograficznego i znacznej emigracji ludzi młodych, a także malejącego znaczenia posiadania wykształcenia wyższego i niskiej (w wielu, bardzo wielu przypadkach) jakości kształcenia, nadal się rozbudowują, budują piękne, szklane gmachy, w których bardzo często nie ma możliwości prowadzenia żadnej dodatkowej działalności generującej dochód (dochód taki powinien być przewidziany w projekcie, przy czym założenie tego dochodu pomniejsza wartość dofinansowania, dlatego przeważnie się tego nie robi). A utrzymanie tych gmachów, mimo super technologi ekologicznych zastosowanych do budowy, naprawdę sporo kosztuje. GDDKIA buduje nam nowe obwodnice i autostrady, nie zakładając możliwości pobierania opłat – a utrzymanie kosztuje. W okresie trwałości projektu Unia nie finansuje kosztów bieżących eksploatacji ani kosztów stałych – i to na etapie składania wniosku podpisuje wnioskodawca (że posiada zaplecze techniczne i finansowe do realizacji i utrzymania projektu).
REFLEKSJA (jak zwykle subiektywna)
Przykład Areny Lublin pokazuje, że sukces w czerpaniu korzyści ze środków UE to nie zaplanowany z rozmachem projekt ani napisanie dobrego wniosku. To nie sprawna realizacja projektu. Sukces to też nie tylko (chociaż to szalenie ważne) super dobry zespół realizujący projekt. To nawet nie rozliczenie projektu. Sukces to wykorzystanie powstałej infrastruktury zgodnie z planem. Z założonymi wskaźnikami, które, jak się okazuje, są nie całkiem realnie szacowane (żeby dostać na pewno dofinansowanie są po prostu naciągane – odpowiedni wskaźnik umożliwia zdobycie dodatkowych punktów). Budżet jednostek samorządowych nie zakłada środków wystarczających na zatrudnienie specjalistów, na promowanie obiektów, dofinansowywanie imprez itp. Takie obiekty, zgodnie z projektowymi założeniami, powinny same się finansować. Nie ma możliwości podejmowania działań zarobkowych, np. poprzez prowadzenie działalności gastronomicznej czy usługowej na terenie obiektu. A pracownik zatrudniony w tego typu miejscu to niestety głównie urzędnik budżetowy. Większość spółek powołanych do realizacji zadań związanych z funkcjonowaniem obiektów tego typu czy instytucji to spółki JST, gdzie stanowiska obsadza się w oparciu o …. nie wiem dokładnie o co, ale wg mnie kompetencje, doświadczenie i pomysły na działanie danego obiektu są punktowane na końcu (o ile w ogóle). Nie ma możliwości wynajęcia sal. Ok, przyznaję, nie wiem, jak wyglądała struktura budżetu i prognozy dla Areny Lublin, ale tak czy siak, ktoś coś na etapie projektowania chyba przeszacował.
A może jednak chodzi o to, że „chcemy się nachapać” a martwić będziemy się później? Tak jak wówczas, gdy spóźnialiśmy się do domu na ustaloną porę, bo chęć spędzenia kolejnych paru minut z nową miłością czy ze znajomymi na imprezie była ważniejsza, niż godzina powrotu nakazana przez rodziców? Nie jesteśmy dziećmi, a „później” dla funduszy z perspektywy 2007-2013 właśnie nadeszło. Co dalej z inwestycjami?